niedziela, 10 stycznia 2016

Here Comes the Sun #9

You could have laid the foundation stones of tomorrow


W końcowych zeszytach All-Star Superman jednostkowa perspektywa schodzi na dalszy plan. W mniejszym stopniu chodzi o konkretne cechy Supermana, a bardziej o to, po co nam w ogóle superbohaterowie, w jaki sposób mogą nam pomóc zmienić świat na lepsze.

Idealistyczne podejście Morrisona do superbohaterów bywa zbyt idealistyczne – na przykład wtedy, gdy nazywa Supermana „socjalistycznym superbohaterem”. Jasne, w początkach swojego istnienia walczył on ze skorumpowanymi urzędnikami czy facetami bijącymi swoje żony, ale, jak pisze Philip Sandifer w książce A Golden Thread, „gdyby kuloodporny człowiek rzucający samochodami chciał socjalistycznej rewolucji, która przekaże władzę w ręce uciśnionych, to by ją osiągnął”.

Tę krytykę można pociągnąć dalej (tak jak Saturday Morning Breakfast Cereal): jeśli Superman chce pomóc ludzkości, dlaczego nie wykorzysta swojej siły i wytrzymałości, by zapewnić światu darmową energię? Czemu nie użyje zdolności latania, by dostarczać transporty żywności tam, gdzie to konieczne? Czemu nie wciągnie w swoje potężne płuca gazów cieplarnianych i nie wypuści ich w kosmosie? Batman nadaje się tylko do walki ze zbrodnią, ale Superman ze swoimi mocami mógłby zrobić o wiele więcej.

Klątwa zastępczych Supermanów stanowi próbę odniesienia się do tego problemu (nie pierwszą zresztą w przypadku Morrisona, bo podobną historię opowiedział też w zeszytach 1–4 swojej serii o Amerykańskiej Lidze Sprawiedliwych). Czyni to, wprowadzając do fabuły Lilo i Bar-Ela – dwójkę astronautów z Kryptonu, którzy pojawiają się na Ziemi w czasie pobytu Supermana w Podświecie i wykorzystują jego nieobecność do zaprowadzenia własnych porządków.


The uncontested superiority and grandeur of kryptonian culture


Początkowo wydaje się, że ich obecność na Ziemi to istne błogosławieństwo: widzimy Metropolis odbudowane po ataku, ale lepiej i z dodatkiem kryptońskich iglic; następnie obserwujemy Lilo i Bar-Ela drążących system tuneli pod aktywnym wulkanem, co pozwala im uratować maleńką wioskę. Szybko jednak okazuje się, że ich zamiary wcale nie są tak szlachetne – w rzeczywistości nie zależy im wcale na poprawie losu ludzkości (są strasznymi rasistami i o ludziach mówią najczęściej pogardliwie „małpy”), lecz na stworzeniu nowego Kryptonu. Oboje brzydzą się Supermanem, widząc w nim po pierwsze zdrajcę rasy, po drugie: nieudacznika, który mógł zaprowadzić na Ziemi własny porządek, ale nie zrobił tego z powodu własnej słabości. Nietrudno sobie wyobrazić, jak mogłaby się skończyć ich działalność na Ziemi, gdyby nie zatruli się kryptonitem.

Na przykładzie Lilo i Bar-Ela Morrison pokazuje, jak łatwo o nadużycie mocy dostępnej Supermanowi (podobnie jak w komiksie Superman: Red Son, gdzie Superman, wylądowawszy w Związku Radzieckim, staje się dyktatorem), jeśli nie będzie kontrolowana. Dlatego Superman na zarzuty dwójki kryptonian odpowiada: „Jakie mam prawo, żeby narzucać swoje wartości innym?”


Drugi powód, dla którego Superman powstrzymuje się przed szerzej zakrojonymi interwencjami w sprawy ludzkości, przedstawia wspomniana wcześniej seria JLA. Po pokonaniu inwazji Białych Marsjan udających początkowo superbohaterów (w czasie swojej działalności użyźniają Saharę oraz dokonują transmitowanych w telewizji egzekucji na przestępcach) stwierdza on: „Musimy pozwolić ludzkości samodzielnie osiągnąć swoje przeznaczenie. Nie możemy ich do niego zanieść”. To demonstruje, że Lex Luthor tak naprawdę się myli – ale że jego obawy wobec Supermana nie są bezpodstawne i mogłyby się ziścić.

Jest jeszcze trzeci powód, być może najważniejszy, ale o nim napiszę dopiero w przyszłym tygodniu.

You’re right about one thing: I am a scientist’s son


Tymczasem chcę się zająć innym zagadnieniem: w jaki sposób ludzkość ma osiągnąć swoje przeznaczenie? W jakimś stopniu próbowałem odpowiadać na to pytanie już w poprzednich notkach, teraz jednak nie mówimy o pojedynczym człowieku i o tym, czego może się on nauczyć od Supermana – mówimy o całej ludzkości. Odpowiedź na to pytanie przewija się przez serię co najmniej od drugiego zeszytu. Można ją odczytać analizując, jak najczęściej Superman rozwiązuje problemy, a także jak spędza swój czas wolny.

Nauka.

Superman zdecydowanie jest naukowcem: wytwarza serum obdarzające Lois Lane tymczasowymi supermocami, konstruuje rakietę, dzięki której uwalnia się z Podświata, znajduje sposób, by ocalić Lilo i Bar-Ela. W zeszycie trzecim mogłem mu wytykać użycie siły wobec Samsona i Atlasa, ale nie zmienia to faktu, że główne starcie polegało na znalezieniu odpowiedzi na zagadkę – że zrozumienie problemu i znalezienie nań właściwego rozwiązania triumfowało znacznie częściej niż użycie pięści.


Tutaj uwidacznia się materialny (i globalny) wymiar superbohaterstwa w rozumieniu Morrisona. W końcowej części Supergods to właśnie różnorodne zdobycze techniki wymienia jako to, co zbliża nas do superbohaterów. I chociaż osobiście preferuję odczytania psychologiczno-duchowe (poświęciłem im w końcu większość dotychczasowych tekstów), to nie mogę pominąć tego aspektu All-Star Superman. Zresztą – z pomocą nauki, gdybyśmy tylko chcieli, bylibyśmy w stanie rozwiązać na przykład te problemy, o których wspominałem w pierwszej części tekstu. A wyeliminowawszy głód czy biedę, z pewnością łatwiej by nam było stawać się lepszymi ludźmi.

10 stycznia 2016
Wschód słońca: 7:36
Zachód słońca: 15:58
Długość dnia: 8 godzin 22 minuty

1 komentarz:

  1. "Nieefektywność" superbohaterów w ulepszaniu świata to problem, który dotyka całego chyba gatunku. Bo rzeczywiście - jeżeli zderzyć te utopijne opowieści z realizmem, nie sposób uciec od pytania, czemu ludzie obdarzeni mocami nie walczą z głodem, ubóstwem czy nadużyciami władzy. Odpowiedź, jakiej udziela Superman w tym zeszycie - że nie chce nikomu narzucać swojej wizji świata - nigdy mnie nie przekonywała, bo co umierającemu z głodu po takim szacunku dla jego wartości. Podobnie nie przekonuje mnie odpowiedź, że Superman nie sięga po władzę, bo boi się jej nadużyć - bo znów trudno mi uciec od myśli, że nawet dyktatura Supermana byłaby lepsza od tego, co dzieje się teraz choćby w Korei Północnej. Zacznij drążyć zbyt głęboko, a pod wiertłem realizmu każda historia superbohaterska się rozsypie.
    (Jest to właściwie jakiś wariant pytania o to, czemu Bóg dopuszcza istnienie zła. Tyle że Bóg może ukryć się za stwierdzeniem, że działa w sposób tajemniczy. Supermanowi, któremu znacznie bliżej do człowieka, trudniej użyć tej wymówki.)

    Bardzo podoba mi się w tym zeszycie (oraz całej serii) przedstawienie Supermana jako "syna naukowca". To bardzo ciekawe odwrócenie stereotypowego przedstawienia Człowieka ze Stali jako siłacza - i zwrócenie uwagi na fakt, że nie każdy problem można rozwiązać, waląc go lewym sierpowym. Zaś co do kwestii psychologiczno-duchowych, myślę, że można by stwierdzić, że nauka - jako nastawiona na poznanie i zrozumienie świata oraz człowieka - może być nie najgorszą metaforą samopoznania i duchowego rozwoju ;)

    OdpowiedzUsuń