niedziela, 31 stycznia 2016

Here Comes the Sun #12 – epilog

Always one more

Omówiłem już niemal wszystkie istotne elementy w moim odczytaniu Supermana: zagrożenia czyhające na drodze rozwoju (z ego na czele), cechy, które mogą nam w nim pomóc i które warto w sobie kształtować, a także Morrisonowski przepis na rozwój całej ludzkiej zbiorowości. Pora powrócić do tematu pierwszej notki: symboliki solarnej.

W ósmym zeszycie serii jest moment, o którym do tej pory nie napisałem. Chodzi o bizarro Jor-ela, Le-roja (Le-roj = le roy = król), który zostaje poświęcony przez pozostałych bizarro i rytualnie spalony. Morrison odwołuje się w ten sposób do koncepcji opisanej przez Jamesa George’a Frazera w Złotej gałęzi, w myśl której król był pierwotnie uosobieniem bóstwa solarnego, zabijanym w trakcie rytuału płodności. Objęcie urzędu przez nowego władcę symbolizowało odrodzenie się słońca i ponowne nadejście urodzajnych dni.

Scena ta łączy się z otwierającą dwunasty zeszyt rozmową Supermana z duchem swojego ojca. Kal-el, stojący na skraju śmierci, przenosi się do wizji, w której Krypton został uratowany, i musi zdecydować, czy pozostać na ziemi, czy udać się „dalej” (jak powiedział Dumbledore w identycznej scenie z Harry’ego Pottera).

Interesująca jest natura tej wizji: jak wyjaśnia Jor-el, po śmierci ciała świadomość kryptończyków jeszcze przez jakiś czas przebywa w stworzonych przez siebie pałacach pamięci lub „złożonych piekłach”. To kolejny powrót motywu bycia zamkniętym – niemal dosłownie – we własnym umyśle, o którym pisałem już w notce ósmej. Tutaj taki stan – „zabawa w polu żyjącej, płynnej świadomości” – zostaje wprost, paradoksalnie, utożsamiony ze śmiercią. Dalej nie ma już nic, a przynajmniej nic związanego z istnieniem, jakie znamy. Nieodłączną częścią bycia żywym, bycia tutaj i teraz – a jeśli czytacie te słowa, zakładam, że podobnie jak mnie ten rodzaj istnienia absorbuje w tym momencie najbardziej – jest interakcja ze światem zewnętrznym. Działanie.

Superman powraca oczywiście, w samą porę, by powstrzymać Luthora i naprawić słońce. Realizuje w ten sposób archetyp Mesjasza, który poświęca własną apoteozę, przejście na wyższy poziom istnienia, by pomóc ludzkości, ale także ostatni etap Campbellowskiej wędrówki bohatera – powrót do świata ludzkiego z wiedzą zdobytą w trakcie inicjacji.

Superman powraca, bo, jak sam mówi, czekała nań jeszcze jedna praca. I tutaj zeszyt dwunasty łączy się ze sceną, o której wspominałem na początku niniejszego tekstu: nie ma jednej jedynej inicjacji, po której trud nasz skończon. Tak jak cyklicznie poświęca się króla w misterium śmierci i odrodzenia, tak i my raz za razem musimy przechodzić kolejne kryzysy, kolejne zejścia do podziemi. Zawsze czeka nas kolejna próba – ale też nowe doświadczenia, nowa wiedza, zwiększone siły, możliwości, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Ten cykl, jak pisałem już w notce otwierającej, też miał być próbą; ćwiczeniem wytrwałości i systematyczności w sprowadzaniu idei rosnących wewnątrz mojej głowy do świata zewnętrznego. Teraz, kiedy na temat Supermana napisałem już wszystko, co chciałem, nie pozostaje mi nic innego, jak wkleić kadr będący kulminacją całej serii – jako przypomnienie (zawsze jest „jeszcze jedna praca”) i zachętę do działania.



31 stycznia 2016
Wschód słońca: 7:16
Zachód słońca: 16:31
Długość dnia:  9 godzin 15 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz