niedziela, 24 stycznia 2016

Here Comes the Sun #11

I have his superpowers for 24 hours


Wszystko zaczęło się do Luthora, wszystko na Luthorze się kończy. To on jest odpowiedzialny za plan, który pociągnął za sobą wydarzenia całej serii, to on jest najbardziej znanym przeciwnikiem Supermana. To jemu najbliżej i jednocześnie najdalej do osiągnięcia ideału. Luthor posiada talent i ogromny intelekt, które stawiają go na równi z Człowiekiem ze Stali – w jedenastym zeszycie udaje mu się stworzyć serum replikujące supermoce. Ale jest skupiony na sobie i własnej żądzy władzy, zaślepia go ego, które uniemożliwia mu wykorzystanie własnych talentów dla dobra ludzkości. Tuż przed swoją (nieudaną) egzekucją przechwala się, że z pomocą telefonu komórkowego i agrafki mógłby wyleczyć raka – Superman zrobił to już w poprzednim zeszycie! (tyle że z użyciem zminiaturyzowanych kryptończyków).

W ramach ostatniego posiłku przed straceniem Luthor zażywa sporządzone przez siebie serum i zyskuje supermoce. Oto moment prawdy, w którym wszyscy mogą go zobaczyć takim, jaki naprawdę jest – my, czytelnicy, wiemy oczywiście, co kryje się w jego sercu; wiemy, że wszystkie zarzuty, jakie wysuwa wobec Supermana, to tak naprawdę projekcje własnych przywar. Wiele mówi na ten temat moment, w którym Lex powraca do jednej ze swoich kryjówek, gdzie spotyka Nastalthię (jego siostrzenicę i pomagierkę). Dziewczyna pyta, kiedy ona będzie mogła zażyć serum, na co Lex odpowiada: „Kiedy będę mógł ci powierzyć kluczyki do rodzinnego samochodu” – a więc prawdopodobnie nigdy. Luthor nikomu na tyle nie ufa, co więcej: nie chce na pewno, by ktokolwiek inny dzielił jego moce. Jego marzeniem nie jest podźwignąć całą ludzkość w górę – jego marzeniem jest zostać najsilniejszym i najmądrzejszym człowiekiem na całej planecie.

Sam Luthor jednak ciągle wierzy we własne kłamstwa i racjonalizacje; teraz jednak zbliża się do momentu odarcia ze złudzeń.



Everything’s going to be fine now that Luthor has the mandate


W dziewiątej notce pisałem o ważnej roli, jaką pełni u Morrisona nauka i postęp techniczny pozwalające, przynajmniej w teorii, rozwiązać wiele globalnych problemów trapiących ludzkość. Mam do tej wizji nieco zastrzeżeń, między innymi z uwagi na jej utopijność. U Morrisona postęp ten dokonuje się bez żadnych przeszkód: miniaturowi kryptończycy z zeszytu dziesiątego mogą latać po całym świecie i leczyć choroby każdej napotkanej osoby. W rzeczywistości Ziemia jest pod tym względem o wiele bardziej zróżnicowana i obok rejonów w dużym stopniu korzystających z dobrodziejstw i udogodnień oferowanych przez zaawansowaną myśl techniczną i zdobycze współczesnej nauki istnieją także miejsca w dużej mierze lub całkowicie od nich odcięte. W dodatku ich rozprzestrzenianie się jest najczęściej uzależnione od nastawionych na zysk korporacji. Dlatego na przykład – trzymając się medycyny – firmy farmaceutyczne dążą do ograniczenia możliwości produkowania tanich zamienników, a młodzi milionerzy wykupują prawa do produkcji leków, po czym podnoszą ich ceny o ponad 5000 procent.

Obecność Luthora w ostatnich zeszytach All-Star Superman można uznać za znak, że Morrison ma świadomość tych problemów i próbuje się do nich odnieść. W gruncie rzeczy Lex jest idealnym uosobieniem dzikiego, nieludzkiego kapitalizmu: zdolnym biznesmenem, w niektórych odsłonach szefem wielkiej korporacji, robiącym wszystko, by zyskać potęgę i władzę nad światem, niezależnie od tego, w jakim stanie tenże świat znajdzie się wskutek jego działań. By osłabić Supermana posuwa się nawet do wywołania katastrofy ekologicznej – sztuczne słońce mające osłabić Supermana ostatecznie „zatruwa” też zwykłe Słońce, które zaczyna umierać.

(Jak bogaty w symboliczne znaczenia jest ten obraz: kapitalizm próbujący zastąpić prawdziwe Słońce, symbol rozwoju, aspiracji, realizowania swojego potencjału, fałszywym, mechanicznym bożkiem emitującym sztuczne światło.)



This is how he sees all the time, every day


Ostatecznie Lex zapada się, można powiedzieć, pod własnym ciężarem: Superman używa na nim pistoletu grawitacyjnego, przez co organizm Luthora musi szybciej przetwarzać serum i w błyskawicznym tempie traci supermoce. A wcześniej jeszcze mamy scenę, w której ulica zapada się pod jego ciężarem – to z jednej strony dalsza część komentarza do systemu, w którym żyjemy (im większy wzrost, im większa jego masa, tym większe obciążenie – dla środowiska, dla ludzi – które musi w końcu doprowadzić do zapaści), a z drugiej odwołanie do pasożyta energetycznego z zeszytu piątego, który został pokonany w ten sam sposób.

Trzeba jednak pamiętać, że superserum wywołuje jeszcze jeden interesujący efekt: nie tylko obdarza siłą równą Supermanowi, zdolnością latania itd., ale pozwala też widzieć tak, jak widzi Superman – dostrzegać całą złożoność i piękno rzeczywistości. To moment łaski dla Luthora, moment, w którym orientuje się on, co naprawdę mógłby zrobić, posiadając zdolności równe Supermanowi. Jego rozpacz w momencie, gdy serum przestaje działać, wydaje mi się szczera; myślę, że w tym jednym momencie rzeczywiście zależy mu na tym, by pomóc światu. Ale raz za razem dowodził, że nie jest godzien takiej mocy, i nie wiadomo, jak długo pamiętałby o tym, co zobaczył. Jak mówi Superman, gdyby naprawdę zależało mu na ratowaniu świata, mógł go uratować już dawno. Wszystkie potrzebne ku temu narzędzia znajdowały się w jego zasięgu, ale był zbyt pochłonięty graniem diabła w opozycji do boskiego Supermana. Nic nie zrobił. I dlatego musi upaść.

24 stycznia 2016
Wschód słońca: 7:25
Zachód słońca: 16:19
Długość dnia: 8 godzin 54 minuty

1 komentarz:

  1. Bardzo trafne spostrzeżenia co do kapitalistycznych podtekstów w postaciach Luthora i fałszywego słońca. Luthor posiada niemal nieograniczone możliwości, z których zupełnie nie korzysta, bo nie umie się przejąć nikim poza sobą. Cały jego intelekt idzie na marne: gdyby usunąć Luthora ze świata, świat niewiele by na tym stracił.

    Co do utopijnego podejścia Morrisona do nauki i rozwoju technologii, myślę, że to dlatego, że utopia postępu naukowego jest może ostatnią, jaka nam została. Dawne wielkie utopie, opierające się czy to na doskonaleniu duchowym jednostki, czy na usprawnianiu struktury społecznej, żałośnie się zestarzały i dzisiaj głównie śmieszą swoim oderwaniem od rzeczywistości. A rozwój nauki jakoś się trzyma, jakoś wciąż budzi w wielu poczucie, że dzięki niemu ludziom będzie coraz lepiej. Trzyma się nawet mimo równie silnej czarnej legendy nauki - tej wyrosłej na komorach gazowych i na Hiroszimie. Może stąd u Morrisona ta myśl.

    W Supermanie z "All-Star Superman" silne są moim zdaniem echa Srebrnego Wieku - wystarczy spojrzeć na Fortress of Solitude wypełnioną fantastycznymi zwierzętami, cudownymi wynalazkami i nauką nieodróżnialną od magii. Królestwo wyobraźni, możliwości i nadziei. Podoba mi się taka wizja, tak samo jak podoba mi się idea, że gdybyśmy byli w stanie dostrzec świat w całym jego pięknie i złożoności, stalibyśmy się lepszymi ludźmi. W tym kontekście "słoneczność" kojarzy mi się właśnie z poszerzonym, pogłębionym spojrzeniem. Luthor wie i potrafi bardzo dużo, ale nie widzi prawie nic, zaślepiony własnym ego. Nie wystarczy wiedzieć, trzeba jeszcze rozumieć.

    OdpowiedzUsuń