niedziela, 22 listopada 2015

Here Comes the Sun #2

Dla Kariny


Poprzednim razem: Superman uratował członków wyprawy na Słońce, ale przyjął śmiertelną dawkę promieniowania. Wiedząc, że jego czas jest ograniczony, wyjawił Lois prawdę o swojej podwójnej tożsamości.

I just don’t believe you, Superman


Srebrna Era była dla komiksu dziwnym czasem. Po publikacji książki Fredrica Werthama pt. Seduction of the Innocent, w której zarzucał on komiksom szeroko rozumianą deprawację młodzieży, branża ustanowiła Comics Code Authority, regulujący, co w komiksach można pokazywać, a czego nie. Skrępowane zakazami fabuły komiksów odpłynęły w klimaty science fantasy i ogólnej psychodeli. A Superman, cóż.

Superman stał się bucem, który kłamie i oszukuje Lois, byle tylko jej się wywinąć – ona zaś (żeby oddać mu po części sprawiedliwość) ze stanowczej reporterki przemieniła się w jędzę myślącą tylko o tym, jak zaciągnąć go przed ołtarz. Emblematyczna jest pod tym względem historia przytoczona przez Morrisona w jego książce Supergods: Superman zgadza się poślubić Lois, ale tylko jeśli spotkają się o określonej godzinie przed kościołem, a kiedy tej udaje się dotrzeć na miejsce, używa swoich supermocy, by zamknąć ją w samochodzie i w ten sposób doprowadzić do porażki. Do tego dochodziło oczywiście wieczne ukrywanie swojej podwójnej tożsamości i niezliczone wybiegi, by tylko Lois nie dowiedziała się, że Clark Kent i Superman to jedna i ta sama osoba.

Historia opowiedziana w tym zeszycie, historia wielkiej kłótni między Lois i Supermanem, do tego właśnie okresu się odwołuje i z nim prowadzi dialog, stanowi kulminację lat a nawet dekad związkowych frustracji. Czy można zatem dziwić się, że Lois reaguje na wyznanie Supermana niewiarą? Dlaczego miałaby wierzyć, skoro raz za razem była przekonywana, że się myli?

Superman wreszcie zdobywa się na szczerość, ale na tym etapie zdaje się ona przynosić więcej złego niż dobrego: jak (słusznie) wytyka Lois w scenie uroczystej urodzinowej kolacji, jego wyznanie stanowi tylko dowód na to, że nie jest godny zaufania. Trzeba tutaj odnotować wprawdzie fakt, że Lois znajduje się pod wpływem chemikaliów wywołujących paranoję i w związku z tym jej tok myślenia jest nieco zaburzony – ale jednocześnie akcja poprowadzona jest w niezwykle autentyczny sposób: spokojna rozmowa na początku komiksu, potem długo, długo nic, kiedy resentyment bulgocze pod powierzchnią, wreszcie eksplozja, której skutki w tym akurat przypadku są odwracalne (to w końcu fundamentalnie optymistyczny komiks o Supermanie), ale w życiu byłyby pewnie przez parę odczuwane jeszcze długo.

(Doskonałym posunięciem jest także wplecenie w akcję motywu zakazanego pokoju, do którego Lois nie wolno wejść – choć okazuje się koniec końców, że Superman przygotowuje tam urodzinową niespodziankę dla ukochanej, to gdzieś w podtekście przywołana zostaje baśń o Sinobrodym, a wraz z nią mroczniejsze i, niestety, zupełnie realne aspekty sytuacji, w których partner kobiety okazuje się innym człowiekiem, niż się wydawało.)

Mamy więc ubraną w kostium superbohaterski relationship dramę o zaufaniu i szczerości w związku. Nie przyjrzeliśmy się jednak jeszcze powodom, dla których Superman tak długo taił przed Lois prawdę o swojej tożsamości. Twierdzi oczywiście, że to po to, by ją chronić, ale umówmy się: ta wymówka nie ma żadnego sensu i zwyczajnie nie działa. Prawda kryje się gdzie indziej.

When you spend all day saving the world... you need somewhere quiet to relax


Morrison w Supergods (świetnej podpórce, jeśli chodzi o założenia stojące za jego twórczością) pisze:
Lęk Supermana przed zaangażowaniem był istotną, być może dominującą cechą jego przygód w Srebrnej Erze. Tak jakby cały poddany sublimacji resentyment mężczyzn z lat 50., którzy powrócili z wojennej podniety do monotonnej pracy na etat i kiczowatych domków na przedmieściach, pienił się między okładkami. (s. 67)
Nie dodaje, choć mógłby, że ten resentyment widać także dziś, choć nieco inaczej motywowany; proces przemian społecznych ciągle trwa, kobiety pełnią coraz więcej ról i zmieniają się ich oczekiwania w stosunku do partnerów: często chcą na przykład równego podziału obowiązków, co mężczyźni odbierają jako zamach na wolność, którą cieszyli się do tej pory. Stąd fantazje w stylu Dona Drapera, stąd cudownie niedorzeczny ruch Men Going Their Own Way, którego uczestnicy zabierają swoje zabawki z piaskownicy i w ogóle nie chcą mieć do czynienia z kobietami, stąd przemęczony na wszystkie strony sitcomowy stereotyp Marudnej Żony, bezustannie zawracającej głowę mężowi pragnącemu tylko odrobiny spokoju ; stereotyp, który tylko wychodząc poza męską perspektywę można rozpoznać jako to, czym jest w istocie: kolektywny jungowski Cień gromady wiecznych Piotrusiów Panów marzących o mamie, która wszystko za nich zrobi.

(Jeśli zabrzmiało to ostro i jakiś mężczyzna poczuł się urażony, przepraszam. Ale sam byłem takim zagubionym chłopcem, czasem nadal nim bywam, i wiem, że im szybciej się człowiek pozbędzie tej tendencji, tym lepiej.)

Podobne źródła ma także koncepcja mancave: wydzielonej przestrzeni, w której mężczyzna może być sobą i zachowywać się jak chce (czyli nie stosować się do kobiecych reguł obowiązujących w reszcie domu, bo przecież dom to strefa żeńska, co z tego, że najczęściej stanowi ona dla kobiet jeszcze jedno miejsca pracy). I myślę, że w ten właśnie sposób należy czytać tę historię, w której Lois prawdopodobnie po raz pierwszy odwiedza Supermana w jego Fortecy Samotności – już sama nazwa pozwala ją zidentyfikować jako (Super)mancave, prawda? – Superman przestaje się bać dzielenia swojej przestrzeni z kobietą.

Bo i czego się bać? Tego, że raz na jakiś czas trzeba będzie posprzątać?

There are things in here that can hurt even me


Wizytę Lois w Fortecy Samotności można odczytać w jeszcze jeden sposób: jako wyzbycie się przez Supermana lęku przed tym, co się stanie, gdy Lois pozna go w pełni. Wyjawienie swojej podwójnej tożsamości to krok pierwszy. Kolejnym jest odsłonięcie swojego wnętrza, rozumianego zarówno jako fizyczna przestrzeń, jak i bardziej metaforycznie. Lois może się przekonać, gdzie Superman mieszka, czym się zajmuje w czasie wolnym – a także co może go zranić.

To nieodłącznie ryzyko każdej głębszej relacji: pozwalając się poznać, dajemy drugiej osobie wiedzę o tym, czego pragniemy, czego się wstydzimy, czego się obawiamy – wiedzę, która może obrócić się przeciw nam i nie zawsze będzie w tym zła wola; wystarczą emocje. Tak jak w kulminacji analizowanej wcześniej kłótni, gdy Lois chwyta za pistolet kryptonitowy (kryptonit: przeszłość, która może zranić) i kieruje go w stronę Supermana. Kto z nas nigdy nie brał udziału w takiej sprzeczce, w której nagle zaczynają latać największe brudy, najgorsze słowa? Kto z nas sam nigdy ich nie użył?

Trzeba nadludzkiego wysiłku, by przetrwać taki strzał, i mnóstwa dobrej woli (Woli?). Na szczęście mówimy o Supermanie – nowym, lepszym, naładowanym słoneczną energią. Odpornym na działanie kryptonitu, bo wyzbytym już lęków, zdystansowanym wobec dawnego siebie.

Cała historia opowiedziana w tym zeszycie, począwszy od klucza do Fortecy, którego użyć może tylko Superman, mówi więc także o dzieleniu się sobą z innymi. Tak, to groźne: wpuścić kogoś do swojego wnętrza. Są tam rzeczy, które mogą zranić nawet ciebie – ale tylko, jeśli im pozwolisz.

22 listopada 2015
Wschód słońca: 7:03
Zachód słońca: 15:48
Długość dnia: 8 godzin 45 minut

W następnym odcinku: maczyzm i męskość.

1 komentarz: