niedziela, 15 listopada 2015

Here Comes the Sun #1

We’re falling into a sunspot the size of South America!


Człowiekowi nie jest dane dotknąć słońca. Wiemy o tym z mitu o upadku Ikara, wiemy o tym z mitu o Faetonie powożącym rydwanem Heliosa. Słońce to sfera boskości, niedostępna zwykłym śmiertelnikom, którzy za swoją pychę muszą zostać ukarani śmiercią. Z tą samą sytuacją mamy do czynienia w scenie otwierającej All-Star Superman: wyprawa na Słońce pod przywództwem Leona Quintuma („Obiecałem, że przywiozę łyżeczkę słońca i taka drobnostka jak awaria silników mnie nie powstrzyma!”) właśnie doznała katastrofalej usterki; statek kosmiczny Ray Bradbury wkrótce obróci się w popiół w zetknięciu z powierzchnią gwiazdy.

Tylko że nie.


Na ratunek przybywa bowiem Superman – mediator między sferą boską i ludzką. Superman mieszka na Ziemi, ale swoją moc czerpie ze Słońca. Ma dwie pary rodziców: niebiańskich i ludzkich. Do tych drugich przybywa w kołysce jak Mojżesz. Wszystko to sprawia, że powinniśmy w nim widzieć postać mesjańską, bohatera związanego ze sferą ponadludzką, boską – herosa solarnego.

To, że Superman przychodzi z pomocą Rayowi Bradbury’emu, nie pozostaje bez konsekwencji: komórki jego ciała nie są w stanie przetworzyć takiej dawki energii i zaczynają obumierać. Jeśli Słońce to sfera ponadludzka, to mamy do czynienia z karą bogów – a zatem obowiązującym mitem staje się mit o Prometeuszu: dobrym tytanie, który dając ludziom ogień, obdarzył ich cząstką boskości.

You misunderstand. I’m here to help you with that


Istnieje szkoła myślenia (jej najznamienitszym przedstawicielem jest oczywiście Lex Luthor) że obecność Supermana uniemożliwia ludziom rozwój, że wobec obecności istoty o niemal boskich mocach stracą oni motywację – jaki jest sens robić cokolwiek, skoro Superman może to zrobić tysiąc razy szybciej i lepiej?

W tym kontekście interesujące jest zetknięcie z ludzką bombą umieszczoną na statku przez Luthora, której życiowym celem jest eksplozja, i która oskarża Supermana o to, że chce jej przeszkodzić. Ten jednak wcale temu nie zapobiega – usuwa ją tylko z pokładu.

Superman nie jest więc tym, który wyręcza ludzi, ale tym, który pomaga im w zrealizowaniu celu. Znów powraca symbolika słoneczna – jeśli sięgniemy do kabały (a przy okultystycznych zainteresowaniach Morrisona nie jest to nieuzasadnione), to okaże się, że w jej centrum znajduje się słoneczna sefira Tiferet: punkt symbolizujący „wyższe ja” człowieka, skoncentrowane na realizacji woli – rozumianej nie jako zachcianki, ale powołanie człowieka, wszystko to, co pozwala mu czynić siebie i świat lepszym.

Uwidacznia się tutaj inicjacyjna rola Słońca,  o którym Mircea Eliade pisze w Traktacie o historii religii, że „słońce jest podporządkowane istocie najwyższej i z jej rozkazu ma ono za zadanie zapewnić człowiekowi zbawienie za pomocą obrzędu wtajemniczenia”. Dzięki wtajemniczeniu człowiek „staje się [synem istoty wyższej] na nowo… dzięki rytualnej śmierci, po której następuje jego zmartwychwstanie jako słońca”.

Wszystko to w okrężny nieco sposób ma nas doprowadzić do następującego wniosku: poprzez połączenia z symboliką słońca Superman staje się reprezentantem człowieka wolnego od strachu i innych małostkowych odczuć, całkowicie pogodzonego ze sobą i ze światem.

There are… things I have to do first


All-Star Superman rozpoczyna się od świadomości śmierci. I nie mam tutaj na myśli Supermana, tylko Lexa Luthora – to on, zdając sobie sprawę ze swojej śmiertelności, postanawia wreszcie na poważnie zabrać się życiowe dzieło, którego chciał dokonać. Oczywiście jego dziełem jest zabicie Supermana, ale ten początkowy impuls jest jak najbardziej słuszny – kiedy Superman staje wobec perspektywy śmierci, również zaczyna myśleć o wszystkich rzeczach, które musi jeszcze zrobić. Jeśli więc mamy szukać odpowiedzi na centralne dla całej twórczości Morrisona, jak również tej serii, pytanie: „W jaki sposób superbohaterowie mogą nas inspirować do bycia lepszymi ludźmi?”, to osobiście zacząłbym właśnie od tego momentu i od następującego przekazu: nie zwlekaj, tylko manifestuj swoją wolę w świecie materialnym. Łatwo jest być bohaterem w swojej głowie, wyobrażać sobie siebie jako kogoś, kto działa i pomaga ludziom, kto posiada talenty i umiejętności tylko czekające na zrealizowanie. Niełatwo natomiast coś z tym zrobić. Świat stawia opór naszym dążeniom, czy to przez ograniczenia czasowe, czy przez inne zobowiązania, czy wreszcie fizyczność naszych podatnych na zmęczenie ciał. Jednak przezwyciężając te i inne przeszkody możemy zwiększać siłę naszej Woli, a wtedy ona sama zacznie nas unosić – jak słoneczny wiatr złapany w żagle.

Co jest oczywiście celem niniejszego ćwiczenia.

15 listopada 2015
Wschód słońca: 6:52
Zachód słońca: 15:56
Długość dnia: 9 godzin 4 minuty

W następnym odcinku: Srebrna Era komiksu superbohaterskiego i związki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz